ROSA Radom pokonała PAOK Saloniki 93:85 w pierwszym meczu fazy grupowej koszykarskiej Ligi Mistrzów. Środowy wieczór na długo zostanie w pamięci kibiców – nie dość, że po raz pierwszy w Radomiu rozegrany został mecz rozgrywek o takiej randze międzynarodowej to jeszcze udało się w debiucie odnieść zwycięstwo po heroicznym boju. Heroicznym, bo do rozstrzygnięcia losów spotkania potrzebne były aż 3 dogrywki!
Wielu kibiców po niedzielnej, wysokiej porażce z Polskim Cukrem Toruń zadawało sobie pytanie: co będzie w środę? W środę były emocje, była walka i ogromne zaangażowanie wszystkich graczy. Nie jest łatwo rozegrać 55 minut (4 kwarty po 10 minut + 3 dogrywki po 5 minut) przy bardzo wąskiej kadrze. A była ona jeszcze bardziej osłabiona, bo Robert Witka grał z mocnym przeziębieniem i nie był w pełni sił. Klasę pokazali młodzi zawodnicy, którzy w końcówce – zwłaszcza po wykluczeniu z gry m.in. Michała Sokołowskiego z powodu piątego faulu – wzięli na siebie ciężar gry, zdobywali punkty i przyczynili się do końcowego zwycięstwa. Prawdziwym generałem drużyny był jednak Tyrone Brazelton, który rozegrał prawdopodobnie najlepszy do tej pory mecz w barwach Rosy Radom. Zdobycie 36 punktów to wyczyn godny zawodników występujących w NBA.
Na medal spisali się również kibice, którzy przez cały mecz bardzo mocno wspierali zespół. Wielu z nich po ostatniej syrenie zgodnie stwierdziło, że o tym spotkaniu będzie się mówić przez długie, długie lata. Nie ma w tym żadnej przesady – takich emocji radomska hala jeszcze nie przeżywała. Jeśli ktoś szuka dobrej reklamy basketu to ten pojedynek niewątpliwie do tego miana może aspirować.