Dwubramkowym zwycięstwem zakończyła się potyczka Radomiaka Radom ze Stalą Mielec. Dwa razy do siatki gości trafił niezawodny tego popołudnia Patryk Mikita. Mimo dwóch goli do miana zawodnika meczu jest kilku innych pretendentów.
Warto zaznaczyć, iż w pierwszym kwadransie gry to goście byli drużyną, która prowadziła grę. Zapędy Radomiaka podopieczni Dariusza Marca starali się wykorzystać szybkimi kontrami oraz kreatywnością Mateusza Maka. Były zawodnika obecnego mistrza Polski wnosił do gry swojej drużyny sporo jakości, która mimo usilnych starań, w pierwszej ćwiartce meczu nie została wykorzystana. Swojej szansy nie zaprzepaścił jednak Patryk Mikita, który wykorzystał kapitalne przyjęcie kierunkowe Macieja Górskiego i garść boiskowego szczęścia. Piłka spadła bowiem pod jego nogi po podaniu jednego z defensorów mielczan. Po niespełna połowie godziny gry doping wznowili kibice, którzy do 26. minuty nie prowadzili dopingu z uwagi na śmierć jednego z wiernych fanatyków. Legalny wspomagacz w postaci dwunastego kibica wyraźnie podłączył Zielonych do tlenu. Najpierw kapitalnym podaniem prostopadłym Patryka Mikitę uruchomił Rafał Makowski, a następnie po raz kolejny swoją obecność zaznaczył Mateusz Michalski. Strzał skrzydłowego Radomiaka zatrzymał się jednak na słupku bramki strzeżonej przez Seweryna Kiełpina. Chwilę przed przerwą gospodarze zdążyli jeszcze zaskoczyć Stal po rzucie rożnym. Kapitalna wrzutka Leandro została zmarnowana przez mierny strzał Meika Karwota. Po niezłej połówce Radomiak prowadził 1:0.
W przerwie trener gości podziękował swojemu kapitanowi Josipowi Soljicowi, a w jego miejsce desygnował do gry Mateusza Żyro. Po niespełna pięciu minutach gry było blisko, by to sama Stal strzeliła sobie gola. Po rzucie rożnym wykonywanym przez Leandro piłkę nad poprzeczką własnego bramkarza przeniósł jeden z defensorów gości. Chwilę później Zieloni przycisnęli jeszcze bardziej, a bliski ponownego wpisania się na listę strzelców był Patryk Mikita. Po odbiorze Meika Karwota, futbolówka została dynamicznie przetransportowana pod pole karne gości. Tam popularny “Miki” minął kilku rywali i mocnym strzałem próbował pokonać Seweryna Kiełpina. Gospodarze ewidentnie uniesieni stwarzanymi sytuacjami postanowili pójść za ciosem. I tak przy kolejnej akcji duetu Górski – Abramowicz wykazać musiał się golkiper mielczan. Tym razem przysłowie “do trzech razy sztuka” nie odnalazło swojego odzwierciedlenia, bo wybornej okazji nie wykorzystał Leandro. Warto nadmienić, że Brazylijczyk wybrał najgorszą z możliwych opcji, bo mógł skorzystać z obecności lepiej ustawionych kolegów. Jedno przysłowie nie znalazło swojego miejsce, ale jak mawia inne – “co się odwlecze, to nie uciecze”. 60 sekund później kolejna kapitalna akcja Patryka Mikity zakończona golem, który podkreśla drugą młodość byłego zawodnika warszawskiej Legii. W ostatnim kwadransie potyczki szyki defensywne Radomiaka próbował rozmontować Andreja Prokic. Były skrzydłowy Stali Rzeszów szarpał lewą flanką, ile mógł, ale jego starania zdały się na nic. Tego popołudnia defensywa Radomiaka stanowiła zamknięte wrota przed zamkiem strzeżonym przez Mateusza Kochalskiego. Pozytywnym akcentem był debiut w Zielonych barwach Marcina Kluski, a negatywnym fakt, że zmienił kontuzjowanego Damiana Nowaka. Tego, który zaledwie kilka minut wcześniej pojawił się na boisku. Podopieczni trenera Dariusza Banasika mieli jeszcze kilka okazji do przypieczętowania zwycięstwa, ale ostatecznie mecz zakończył się pewnym 2:0.
RADOMIAK RADOM – STAL MIELEC 2:0
Bramki: Patryk Mikita (20′,64′)
Radomiak Radom: Kochalski – Abramowicz, Grudniewski, Cichocki, Jakubik – Karwot, Makowski – Mikita (79’Banasiak), Michalski, Leandro (63′ Nowak, 91′ Kluska) – Górski
Stal Mielec: Kiełpin – Stasik, Bielak (66′ Barisić), Bodzioch, Getinger – Nowak, Tomaszewski – Janoszka (69’Prokić), Soljić (46′ Żyro), Mak – Paluchowski
FOTO: Paweł Śledź
OCENA:
Trudno po takim spotkaniu napisać cokolwiek, co nie zostanie uznane za słodzenie i rozpływanie się w bańce z miodem. Radomiak wygląda w ostatnim czasie jak morderca, marzący, by zostać następcą Kuby Rozpruwacza. Zieloni wygrali ostatnie sześć spotkań i nie zanosi się na to, by mieli ochotę zwolnić. Wręcz przeciwnie, odnoszę wrażenie, że ta drużyna to karuzela nakręcająca się jeszcze bardziej po każdym kolejnym zwycięstwie. Mam świadomość, że kryzys jeszcze przyjdzie, bo góry i doliny w futbolu to chleb powszedni, ale forma, w jakiej jest kadra pozwalać patrzeć w przyszłość optymistycznie. Pauzuje jeden, wchodzi drugi, który albo nie obniża jakości, albo jest jednym z najlepszych graczy na boisku, czego przykładem jest Patryk Mikita.
Popularny “Miki” o tym, że zagra w pierwszej jedenastce, dowiedział się 30 minut przed meczem, bo planowany występ Michała Kaputa pokrzyżowała gorączka. Nie sposób powiedzieć, że w Radomiu przeżywa drugą młodość, bo cały czas ma dopiero 25 lat, ale chyba każdy rozumie, na ile liczyło się po jego pierwszych meczach w ekstraklasowej Legii. Dzisiaj to już nie ten sam gość, który częściej niż z murawy, był kojarzony z pozaboiskowymi wybrykami. To chłodna, ambitna głowa, o czym trener Dariusz Banasik wspominał w wywiadzie dla portalu Weszło. Metamorfoza, jaką przeszedł Mikita, robi wrażenie. Wiosną wydawało się, że będzie jednym z tych, których po awansie do I ligi będzie trzeba odpalić, a teraz zabiera chłopakom zabawkę i w pojedynkę wykańcza przyjezdnych. Chapeau bas!
Choć jego wyczynów nikt mu nie odbierze, to moim zdaniem miano zawodnika meczu powinno trafić na konto Rafała Makowskiego. W biografii geniusza Carlo Ancelottiego przeczytałem niedawno, że wybitni zawodnicy to nie ci, którzy imponują sztuczkami technicznymi, ale tacy, którzy posiadają umiejętność podejmowania największej liczby trafnych decyzji. Zachwycam się jego szóstym zmysłem, bo ma to wyczucie, kiedy podać, kiedy dryblować, a kiedy po prostu załadować armatę na bramkę. W ostatnim kwadransie wkradło się nieco nonszalancji, ale takiemu liderowi wybaczyć można.
Żółta kartka po raz kolejny należy się natomiast pracownikom MOSiR-u, którzy do roboty wzięli się dopiero, gdy kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem zainterweniował trener Dariusz Banasik. Szkoleniowiec Radomiaka nie dowierzał własnym oczom, gdy po przyjeździe na stadion okazało się, że…trawa nie jest pokoszona. Amatorka pełną parą. Obaj szkoleniowcy przyznali z resztą na konferencji prasowej, że to najgorszy plac w tej lidze i nawet szybka interwencja kosiarek nie odebrała tego “zaszczytu”.
Ukłon rzecz jasna należy się również trenerowi Banasikowi, który zbudował drużynę, mającą ochotę grać w piłkę i dawać kibicom dobre widowisko. Ci z resztą docenili pracę szkoleniowca i głośno skandowali jego nazwisko. Trener to jednak realista, podkreślający, że na 11. kolejce liga się nie kończy. Powody do radości rzecz jasna są i od nich nie uciekamy, ale od poniedziałku chłodzimy głowy i czekamy na kolejne starcie.
MACIEJ ŁAWRYNOWICZ