Remisem 1:1 zakończyło się starcie Radomiaka Radom z Puszczą Niepołomice. Punkcik zdobyty na własnym terenie wywołuje lekki niedosyt, bo przy odrobinie szczęścia mecz mógł potoczyć się całkowicie inaczej. Dlaczego mecz z Puszczą odbiegał od listopadowych norm? Jak pierwszy gol mógł zmienić mecz i dlaczego Mateusz Kochalski powinien skonsultować się z Peterem Schmeichelem? Między innymi o tym w dzisiejszej lekturze.
Listopadowo – grudniowe mecze mają to do siebie, że nie rzadko są nędzną farsą odegraną na tle ponurej kurtyny. Zimno, wietrzenie i na boisku za wiele się nie dzieje. Mecz Radomiaka z Puszczą od normy odbiega, bo postronny obserwator nie miał na co narzekać. Była dynamika, były niewykorzystane sytuacje, gole, kontrowersje, a na boisku od samego początku gorąco.
Emocji co niemiara z tego względu, że od początku Radomiak osaczył rywala. Ofensywny, szybki futbol mógł się podobać, a co najważniejsze mógł sprawić, że na tablicy wyników byłby bardziej satysfakcjonujący wynik niż 0:0. Mógł, ale nie sprawił. Wszystko po raz kolejny przez brak skuteczności w szesnastce Puszczy. Swoje okazje marnował m.in. Maciej Górski, Mateusz Michalski czy Dawid Abramowicz.
Teraz to rzecz jasna tylko gdybanie, ale na tym poziomie rozgrywkowym, w dodatku grając u siebie z przeciwnikiem, który moim skromnym zdaniem, był jedną ze słabszych drużyn, jakie w tej rundzie do Radomia przyjechały, strzelenie pierwszego gola w meczu daje ci wieloaspektową przewagę. To tak naprawdę połowa sukcesu. Masz lepszy wynik, grasz spokojniej, czujesz się silny mentalnie, a do tego przeciwnik musi się otworzyć, bo jak powszechnie wiadomo, porażka nikogo nie satysfakcjonuje. Radomiak tego nie zrobił i musiał zmierzyć się z faktem, że coraz konkretniejsze ataki wyprowadzała Puszcza.
O ile w Legnicy w dużej mierze do porażki przyczynił się Mateusz Kochalski, o tyle tutaj ten sam człowiek sprawił, że do przerwy goście nie prowadzili wyżej niż tylko jedną bramką. „Kochal” na linii był bezbłędny. Spokój, opanowanie i wyczekanie do końca. Takim sposobem aż trzykrotnie udało mu się wygrać pojedynek z napastnikami gości. Początkowo golkipera Radomiaka nie potrafił pokonać ani Jose Embalo, ani Bartosz Widejko. Dopiero przy kolejnej próbie po kontrowersyjnym strąceniu piłki przez tego pierwszego Kochalski skapitulował. Nie mniej występ niezły tylko nad grą nogami musi trochę potrenować. Może skonsultować się z Peterem Schmeichelem, bo on na treningach zawsze wolał grać gierki na utrzymanie, a nie tarzać się w bramce.
Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie, bo to Puszcza dążyła za wszelką cenę do zdobycia kolejnego gola. Podopieczni Tomasza Tułacza nie potrafili zamknąć meczu, więc lekcji futbolu postanowił udzielić nie kto inny jak sam profesor Rossi Pereira Leandro czyli wykładowca, którego w tym meczu miało wcale nie być. Defensorzy Puszczy przekonali się, że Leo zły, to Leo bezlitosny. Brazylijczyk niemiłosiernie kręcił gośćmi i przy odrobinie szczęścia, mógł wygrać ten mecz praktycznie w pojedynkę.
Show Brazylijczykowi mógł skraść tylko Hubert Tomalski, który dopadł do piłki strąconej przed pole karne Radomiaka. Bez większej filozofii przyłożył stopę do piłki, a ta leciała tak, że oczyma wyobraźni chyba wszyscy widzieli, jak Tomalski dostaje statuetkę za gola kolejki. Życie bywa jednak nieco bardziej brutalne i pomocnika gości z marzeń o kapitalnym trafieniu wyleczyła poprzeczka, bo to właśnie w nią trafiła futbolówka.
Patrząc na to, jak wyglądał Radomiak w rundzie jesiennej, nasuwa mi się na myśl tylko jeden podział. Era Mateusza Lewandowskiego i era bez niego. Zanim ktoś posądzi mnie o utratę zdrowego rozsądku, proszę zauważyć…Wszystkie mecze, w których „Lewy” grał więcej niż pięć minut to mecze, w których Radomiak inkasował komplet punktów. To też nie jest tak, że znalazłem sobie statystyczkę, której będę się sztywno trzymał w wyprawach obronnych Mateusza Lewandowskiego. Różnica w środku pola jest widoczna gołym okiem, pytanie tylko, czy jest ona spowodowana innymi czynnikami, czy akurat brakiem byłego zawodnika Lechii Gdańsk. Czas, w którym Lewandowski przebywał na boisku, to okres, w którym środek pola był materią ustabilizowaną. Bez wahań. Obecnie Michał Kaput w żaden sposób nie przypomina siebie sprzed kilku miesięcy wstecz. Adam Banasiak to Adam Banasiak. Karwot nie porywa.
Podsumowując, runda jesienna zakończona. Trzecie miejsce, 31 punktów i trzy oczka straty do lidera. Wynik ponad stan. Dzisiaj trochę kręcimy nosem, zdarzy się ponarzekać, że ten czy tamten mecz to powinniśmy wygrać. Warto wtedy sobie przypomnieć, co mówiliśmy przed pierwszą kolejką, gdy nas pytano, jak ten Radomiak sobie poradzi. Pewnie w większości przypadków trochę asekuracyjne stwierdzenie, co by na głupiego nie wyjść, że dobrze to będzie, jak się znajdziemy w środku tabeli, a tu masz ci los. Trzecie miejsce i całkiem przyjemne perspektywy. Teraz tylko dograć trzy mecze z wiosny. Później z satysfakcją usiąść i stwierdzić, że to dobrze zrobiona robota. Ładnie namieszali ci zwykli chłopcy z Radomia.
MACIEJ ŁAWRYNOWICZ
foto: Paweł Śledź