W meczu 11. kolejki rozgrywek IV ligi Pilica Białobrzegi pokonała na własnym terenie Proch Pionki aż 4:0. Początkowo nic nie wskazywało na tak okazałe zwycięstwo, bowiem goście niemal perfekcyjnie realizowali plan nakreślony przez trenera Ryszarda Kłuska. Proch, mówiąc kolokwialnie, zamurował dostęp do swojej bramki. Zawodnicy z Pionek, będąc całą jedenastką na własnej połowie, permanentnie odpierali ataki Pilicy.
– Spodziewaliśmy się, że się cofną bardzo nisko i będą próbowali kontrować. Zabezpieczyliśmy się przed tym dobrze – powiedział Tomasz Grzywna, szkoleniowiec Pilicy.
– Byliśmy na pewno nastawieni na nich bardziej defensywnie. Chcieliśmy przeczekać tę pierwszą połowę, ewentualnie zaatakować z kontry, żeby w ten sposób sobie stworzyć sytuację po szybkim ataku – uzupełnił Ryszard Kłusek, trener Prochu.
Plan jednak spalił na panewce, bowiem Proch w pierwszej części gry nie wyprowadził nawet jednego ataku, który mógłby zagrozić bramce strzeżonej przez Filipa Adamczyka. Za to Pilica od pierwszego gwizdka sędziego z uporem maniaka napierała na bramkę gości, a piłka drogę do siatki znalazła tuż przed przerwą, gdy po składnej akcji Maciej Kencel dograł do wbiegającego w drugie tempo Bartosza Zawadzkiego. Napastnik białobrzeżan dopełnił formalności i na przerwę Pilica schodziła z jednobramkowym prowadzeniem.
– Nie mogliśmy się wcale przy piłce utrzymać, mieliśmy problem z wyjściem dokładnym podaniem. Nie łączyliśmy się tymi podaniami, co skutkowało tym, że nie oddaliśmy strzału w drugiej połowie – wyjaśnił trener Kłusek.
W drugiej połowie goście byli zmuszeni do tego, żeby się otworzyć i choć ich gra nadal nie wyglądała najlepiej to blisko doprowadzenia do remisu był Meks Siwahla, którego strzał zza pola karnego poszybował minimalnie ponad poprzeczką. Trener Grzywna desygnował wówczas do gry rezerwowych, którzy ostatecznie przesądzili o losach spotkania. Z nieskazitelną skuteczności Pilica wykorzystała błędy Prochu i wypunktowała swojego rywala w niespełna dziesięć minut. W 73. minucie spotkania po przejęciu piłki fantastycznym podaniem Bartłomiej Niedziela uruchomił Damiana Stanisławskiego, który popędził na bramkę Prochu i strzałem przy słupku pokonał bramkarza gości. 6 minut później kolejny fatalny błąd defensywy z Pionek wykorzystał Michał Kucharczyk, który stanął oko w oko z Wnukowskim i bez zawahania podwyższył na 3:0. Gwoździem do trumny okazało się trafienie Marcina Bykowskiego. Techniczny strzał 23-letniego pomocnika z okolicy 15. metra był poza zasięgiem golkipera Prochu, który tylko odprowadził piłkę wzrokiem.
– Stworzyliśmy sobie dużo sytuacji. Nie wszystko zawsze znajdzie się zawsze w bramce przeciwnika, natomiast cieszy to, że drużyna była zdeterminowana, bardzo mądrze zagraliśmy taktycznie – przyznał po meczu Grzywna.
Śmiało można stwierdzić, że architektami zwycięstwa Pilicy byli rezerwowi, bowiem trzy z czterech goli to właśnie dzieła zawodników, którzy weszli na boisko z ławki.
– Po raz kolejny wchodzą zawodnicy z ławki i robią nam mecz. I Damian Stanisławski wyglądał bardzo dobrze, i Michał Kucharczyk. Obaj rywalizują na „dziewiątce” z Kamilem Czarneckim. Wchodzi młody Winiarski i też robi dużo dobrego. Ja mam duży ból głowy, żeby zestawić pierwszą jedenastkę – stwierdził trener Tomasz Grzywna.
Ból głowy z pewnością ma również trener Kłusek, bowiem jego Proch zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli IV ligi. Pilica, mimo iż ma do rozegrania dwa zaległe mecze, to plasuje się na 4, pozycji z dorobkiem 19. punktów. Jedno oczko więcej ma Wilga Garwolin i Zamłynie Radom, a 5 punktów więcej zdobyła Mazovia Mińsk Mazowiecki, która przewodzi w tabeli rozgrywek.