Radomiak II Radom pokonał Zamłynie Radom 2:1 w meczu 11. kolejki rozgrywek IV ligi. „Zieloni” wyszli na prowadzenie dosyć szybko, bowiem już w 16. minucie meczu z jedenastego metra trafił Jakub Podsiadło. Rezerwy po pierwszym golu nie osiadły na laurach i za wszelką cenę dążyły do podwyższenia. Sztuka ta udała się w 37. minucie spotkania, gdy strzałem z dystansu bramkarza Zamłynia pokonał Athansios Scheidt, 22-letni Amerykanin, który został ogłoszony zawodnikiem Radomiaka w minionym tygodniu.
– Pierwsza połowa w naszym wykonaniu słabo. Przegrywaliśmy do przerwy 2:0, ale w przerwie powiedzieliśmy sobie, że nie mamy nic do stracenia – powiedział Marcin Sikorski, trener Zamłynia Radom.
– Pierwszą połowę udało nam się ułożyć. Była spokojna, dużo utrzymywaliśmy się przy piłce, dwie bramki strzelone. Wydawało się, że tak też powinno być w drugiej części spotkania – stwierdził Jarosław Czupryn.
Ostatecznie tak jednak nie było. Po zmianie stron to Zamłynie było stroną dominującą. II drużyna Radomiaka schowana za podwójną gardą próbowała co prawda wyprowadzać kontrataki, które ostatecznie mogłyby zamknąć mecz, ale ich efekt był mizerny. Zamłynie bramkę kontaktową zdobyło w 67. minucie. Precyzyjnym strzałem popisał się Filip Lech, który nie dał najmniejszych szans występującemu w bramce Radomiaka Mateuszowi Kryczce. Do końca spotkania Zamłynie napierało, aczkolwiek momentami zabrakło determinacji i rzucenia wszystkich sił do ofensywy, co mogłoby doprowadzić do remisu.
– Przy tym wyniku 2:1 sytuacje były, zabrakło tej kropki nad „i” oraz zdecydowania, bo mogliśmy dzisiaj tego meczu nie przegrać, a przegrywamy i nie mamy trzech punktów – zaznaczył Sikorski.
– Niestety, ten obraz gry się zmienił, weszło w nasze poczynania sporo chaosu. Drużyna Zamłynia biegała do końca, walczyła, stwarzała sobie sytuacje, czego dowodem była ostatnia akcja, gdzie piłka uderzyła w słupek, dobrze że to nie było światło bramki – odetchnął z ulgą szkoleniowiec rezerw Radomiaka.
W drugiej części gry na boisku było również nerwowo ze względu na wątpliwe decyzję podejmowane przez sędziego Jabłońskiego. Mecz wymknął się arbitrowi spod kontroli, a jedynym atrybutem w walce o powrót do normalności były kartki. I tak żółtko wyłapał choćby Piotr Nowosielski, który nie mógł pogodzić się z rozstrzygnięciami sędziego. Doświadczonemu pomocnikowi nie ma się co zresztą dziwić, bowiem nagminne odkopywanie, odrzucanie piłki po gwizdku czy niezrozumiałe decyzje mogłyby wyprowadzić z równowagi każdego.
Warto zaznaczyć, że w drugiej drużynie Radomiaka wystąpiło kilku zawodników z pierwszej drużyny, która akurat w ten weekend pauzowała oraz paru młodzieżowców, którzy z I-ligowym zespołem trenują na co dzień. O ile występ Morimakany Diane mógł kandydować do miana żartu dnia, o tyle obecność Łukasza Wiecha, Kuby Nowakowskiego czy Amerykanina Scheidta była dla gospodarzy wartością dodaną.
– Wiedzieliśmy, że mają pauzę, że zejdą zawodnicy z pierwszej drużyny, ale byliśmy na to przygotowani. My jednak patrzyliśmy na siebie i chcieliśmy ten mecz wygrać – wyjaśnił szkoleniowiec Zamłynia.
– Kuba Nowakowski, który dzisiaj prowadził grę, Dominik Stępień, Jakub Podsiadło to są zawodnicy, którzy w dalszym ciągu są młodzieżowcami, ale od roku mają możliwość trenować z pierwszym zespołem. I to widać w treningu, oni przebywając z zespołem seniorskim sami nabierają ogłady boiskowej i potem są w stanie tym kolegom, którzy trenują w zespołach juniorskich, na boisku pomagać – dodał trener Czupryn.
Mimo porażki Zamłynie utrzymało status wicelidera IV ligi. 3 punkty nie zmieniły wiele również w przypadku rezerw Radomiaka, które z sześcioma oczkami pozostają ostatnią siłą ligi.