Te uszkodzenia samochodu naszego redakcyjnego kolegi, Marcina Rozwadowskiego, nie powstały w wyniku zderzenia z innym autem. Wszystkiemu winny jest łoś, który kilka dni temu przechadzał się ulicą Warszawską. O mały włos i to dosłownie, mogło dojść do tragedii.
– W sobotę w nocy jechałem w kierunku Warszawy. Tuż za rondem, na wysokości skrętu do szpitala na Józefowie, nagle na drogę wyskoczył łoś, który uderzył w mój samochód. Byłem w ogromnym szoku, że tak wielkie zwierzę było na drodze, zresztą tak ruchliwej. Co prawda było to w nocy, więc tych samochodów było mniej, ale myślę, że gdyby to się stało przy większym ruchu mogłoby dojść do naprawdę dużej tragedii – powiedział Marcin Rozwadowski, Zebrra.tv.
Na miejsce zdarzenia została wezwana policja.
– Rzeczywiście mieliśmy takie zgłoszenie. Z 2 na 3 września kierowca, który poruszał się pojazdem vw passat jechał w kierunku Warszawy i nagle wyskoczył mu łoś na drogę, na ulicy Warszawskiej. Procedura taka jak zawsze. Byliśmy na miejscu. Wszystkie te procedury, które zazwyczaj robi się przy tego typu sprawach wykonaliśmy – poinformowała asp. sztab. Kamila Adamska z KMP w Radomiu.
Najważniejsze, że w wyniku całego zdarzenia nikt nie ucierpiał. Choć koszty naprawy auta będą wysokie.
– Straty na pojeździe są dosyć duże, dosyć kosztowne. Zastanawiam się teraz, gdzie z taką sprawą można się udać, czy do zarządcy drogi, czy gdzieś indziej w celu pokrycia takich kosztów, bo dosyć dużo elementów w samochodzie uległo uszkodzeniu. I wiadomo, póki co, za to wszystko ja muszę zapłacić – dodał Marcin Rozwadowski.
Okazuje się, że nasz redakcyjny kolega w tej sprawie może zgłosić się do Miejskiego Zarządu Dróg i Komunikacji w Radomiu.
– Jest taka szansa. My oczywiście przyjmiemy takie pismo i sprawdzimy pod kątem prawnym. Dowiemy się, czy jest szansa z naszej strony na wypłatę ubezpieczenia w tej kwestii – oświadczył Dawid Puton, rzecznik MZDiK w Radomiu.
Jednocześnie zapytaliśmy, czy jest szansa na to, aby w tym miejscu stanął znak, który ostrzegałby kierowców przed „dzikimi zwierzętami”.
– My sami z siebie takiego znaku nie możemy postawić. Nie ma tam ani lasu ani żadnej drogi, którą by zwierzyna, dzika zwierzyna leśna mogła się przechadzać. Nie dostawaliśmy żadnych zgłoszeń od koła łowieckiego, od nadleśnictwa, że zasadnym byłoby postawienie znaku A – 18b dokładnie w tym miejscu – zakończył Dawid Puton.
Pozostaje więc mieć nadzieję, że albo łosie znajdą sobie inne miejsce na spacery albo nauczą się zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym.