W niedzielę na terenie składowiska odpadów przy Witosa w Radomiu znaleziono reklamówkę z dokumentami zawierającymi dane wrażliwe. Jak udało nam się ustalić dokumenty pochodzą z Urzędu Stanu Cywilnego w Przysusze. Na reklamówkę przypadkiem natrafił pracownik ochrony składowiska.
– Potwierdzam, że rzeczywiście w poniedziałek dostaliśmy informacje, że w niedzielę podczas porannego obchodu pracownik ochrony znalazł reklamówkę, w której są dokumenty. Wziął ta reklamówkę, zgłosił do swoich przełożonych. Patrol interwencyjny przejął od niego ten ładunek. W poniedziałek dostaliśmy jako firma te dokumenty. Nasz specjalista do spraw RODO stwierdził, że są to dokumenty z danymi wrażliwymi, które powinny być archiwizowane – mówi w rozmowie z nami Waldemar Kordziński, prezes Zarządu RADKOM.
Radkom o znalezisku niezwłocznie poinformował policje.
– W związku z tym zgłosiliśmy sprawę na policje. Policja przyjechała. Zrobiła oględziny miejsca znalezienia. Dostaliśmy tylko informację, że zabezpieczono reklamówkę z dokumentami z danymi wrażliwymi. Mamy dostać specyfikację po zinwentaryzowaniu tego przez policję już na miejscu. To wszystko, co możemy na ten temat powiedzieć. Reszta jest już w gestii policji – relacjonuje Kordziński.
Informacje potwierdziła Justyna Leszczyńska, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Radomiu. W mailu przesłanym do naszej redakcji czytamy:
W poniedziałek (18.11) policjanci z Komisariatu I Policji w Radomiu otrzymali zgłoszenie dotyczące znalezienia przez jednego z pracowników sortowni składowiska odpadów, dokumentów, które mogą zawierać dane wrażliwe. Policjanci zabezpieczyli reklamówkę z zawartością 12 teczek tekturowych. Trwają czynności i na chwilę obecną to jedyne informacje jakie mogę przekazać.
– Konsekwencje mogą być różne. Należy zacząć od tego, że urząd powinien przeprowadzić postępowanie wyjaśniające. Po pierwsze ustalić czy rzeczywiście z ich strony doszło do wycieku. Wszystko na to wskazuje, że tak. Powinni zrobić wszystko, co w ich mocy, żeby stwierdzić jak w ogóle do tego doszło. Ewidentnie nie zadziałały tutaj pewne procedury i mechanizmy, które powinny przeciwdziałać tego typu zdarzeniom – mówi Paweł Waniek, specjalista ds. RODO.
W związku z tym, że dostęp do danych mógł mieć każdy, urzędnicy muszą liczyć się z konsekwencjami wynikającymi wprost z ustawy o ochronie danych osobowych.
– Po pierwsze osoby, których dane dotyczą mogą zawsze złożyć pozew przeciwko Urzędowi Stanu Cywilnego w Przysusze. Tak, jak to planują zrobić byli i obecni studenci SGGW ponieważ media ostatnimi czasy obiegła informacja, że tam zagubiono laptop służbowy, który mógł te dane osobowe przechowywać. Tak samo może być i w tym wypadku – wyjaśnia Waniek.
W takim przypadku może to być kara finansowa lub nawet cofnięcie uprawnień do przetwarzania danych osobowych. Postępowanie prowadzone przez policję ma wyjaśnić dokładne okoliczności w jakich dokumenty trafiły na wysypisko. Jednak mało prawdopodobne jest to, aby reklamówka została na składowisko podrzucona celowo.
– Wejście, jak sami Państwo widzieliście na teren zakładu jest zamknięte. Trzeba albo powód odwiedzin. Dostaje się przepustkę na wejście albo trzeba być pracownikiem. Nie sądzę, żeby ktoś specjalnie do nas przynosił odpad, który można było porzucić w inny sposób. Nie wiem czy była to kwestia przypadku czy zamierzonej woli, żeby te dokumenty trafiły do nas w odpadach przywiezionych w puli wszystkich odpadów. Gdyby akurat ta reklamówka nie leżała na wierzchu i nie obsunęła się zwracając uwagę pracownika ochrony – Waldemar Kordziński.
O całej sytuacji władze Przysuchy dowiedziały się od nas w środę, podczas rozmowy telefonicznej. Mimo prób dziś nie udało nam się umówić na rozmowę ani z burmistrzem Przysuchy, ani z sekretarzem gminy. Sprawę bada policja. Do tematu będziemy wracać.