Po prawie dwumiesięcznej przerwie na parkiet wrócili piłkarze ręczni UMKS-u Orląt Zwoleń. Ekipa Jerzego Markiewicza po szalonym meczu zremisowała w regulaminowym czasie z UMKS-em Trójką Ostrołęka 36:36, ale okazała się lepsza w serii rzutów karnych.
Mecz z ekipą z Ostrołęki był rozpoczęciem zmagań w grupie mistrzowskiej II ligi. W rundzie finałowej udział biorą po cztery najlepsze drużyny z grupy A i B II ligi. Faworytem spotkania byli gospodarze, ale od samego początku to goście lepiej spisywali się na parkiecie, a przede wszystkim byli skuteczniejsi. W efekcie to oni schodzili na przerwę prowadząc przewagą trzech bramek. W drugiej połowie mecz nie zmienił swojego oblicza – Orlęta miały duży problem w defensywie i nie potrafiły zatrzymać rozpędzonych graczy Trójki. W pewnym momencie goście prowadzili już nawet pięcioma bramkami i wydawało się, że to oni wywiozą ze Zwolenia komplet punktów. Ostatnie dwie minuty należały jednak do gospodarzy, którzy systematycznie odrabiali wynik i tuż przed końcową syreną zdobyli bramkę na wagę remisu.
– Zawiodło nas trochę prawe skrzydło, choć nie mówię tego z wyrzutem, bo Łukasz Kosiński grał dzisiaj bez zmiany, bo był naszym jedynym prawoskrzydłowym. Przestrzelił dwa ważne rzuty, dzięki którym mogliśmy odjechać na 4-5 bramki, bo był taki moment w meczu i to na pewno by nas uspokoiło. Nie trafił, ale to jest ludzkie, bo to sport i każdy wynik jest możliwy. Niewątpliwie dłuższa ławka zespołu gospodarzy odegrała ważną rolę – mówi Norbert Kolanowski, kierownik UMKS Trójka Ostrołęka.
– Na pewno gra w obronie szwankowała, musimy nad tym elementem pracować. Kluczem do zwycięstwa okazało się wyłączenie z gry zawodnika z numerem pięć. Zobaczymy jak będzie to funkcjonowało dalej i pracować nad elementami, które jeszcze nam nie wychodzą. Ten zespół dopiero się tworzy, dopiero od października gramy w takim składzie, więc te błędy się zdarzają – ocenia Jerzy Markiewicz, trener UMKS Orląt Zwoleń.
– Dzisiejszego meczu bardzo się obawiałem i moje przeczucia się sprawdziły. Był to nasz pierwszy mecz o stawkę po dłuższej przerwie i to zawsze różnie wygląda. Gdybyśmy dzisiaj zagrali to co trenowaliśmy przez półtora miesiąca to ten wynik byłby zupełnie inny. Brakowało dużo rzeczy, brakowało przede wszystkim walki w obronie, zostawaliśmy 1 na 1, sam na sam i widać było, że nogi nie są takie jakie powinny być. Puszczamy to jednak w niepamięć, w sobotę mamy kolejny mecz z AZS-em AWF i będzie to kolejne spotkanie o stawkę – dodaje Patryk Kuchczyński, zawodnik UMKS Orląt Zwoleń.
Remis po regulaminowym czasie gry oznaczał, że zawodnicy będą rywalizować w serii rzutów karnych. Dzięki świetnej postawie Adama Lubawego goście nie rzucili nawet jednej bramki i ostatecznie przegrali 0:3.
– To są bramkarze doświadczeni, Adam Lubawy to były zawodnik ekstraklasowych Azotów Puławy, potem miał też epizod w luksemburskiej ekstraklasie. Kacper, który grał w tamtym roku z nami też w kryzysowych momentach pomagał. Może w trakcie gry specjalnie nie pomogli, ale udanie zaprezentowali się w rzutach karnych – komentuje Markiewicz.
Celem klubu jest awans do I ligi. Promocję wywalczy najlepszy zespół grupy finałowej. Orlęta plasują się obecnie na drugim miejscu ze stratą trzech punktów do prowadzącej Hutchinson Anilany Łódź. Kolejne spotkanie zwoleńska ekipa rozegra już w najbliższą sobotę – znów przed własną publicznością zmierzy się z AZS-AWF Warszawa. Początek meczu o godzinie 17.