Bomba, która miała zostać podłożona w Oddziale Celnym w Radomiu okazała się fałszywym alarmem. Jednak to, że praca w jednostce jest znacznie spowolniona brakiem urzędników ma być prawdą – przekonują pracownicy agencji celnych, które zajmują się obrotem towarów z zagranicą.
– Świadczymy usługi polegające na wypełnianiu dokumentów i zgłaszaniu ich do odprawy celnej. Czy to jest wywóz, czy to jest import. Jeżeli nie ma nikogo z funkcjonariuszy, kto mógłby zakończyć naszą pracę to pojawia się problem. Ich praca polega na tym, że oni przyjmują te zgłoszenia, zatwierdzają w systemie i zwalniają towar. Jeżeli nikogo nie ma w oddziale celnym w Radomiu, kto mógłby to zrobić to sytuacja wygląda tak jak wygląda, czyli plac pełen samochodów – powiedziała Urszula Swat z Agencji Celnej „Akces”.
Dla agencji celnych tego typu opóźnienia to ogromne straty finansowe.
– Przewoźnik stoi, nie pracuje, nie zarabia. Kierowca stoi. Chcę zaznaczyć, że na tym placu nie ma toalety. My nie świadczymy usług, więc też nie zarabiamy. Według państwa, ilu jest dzisiaj pracowników? Według mojej wiedzy, od godz. 8 jest zastępca kierownika oraz dwóch funkcjonariuszy, którzy nie zajmują się odprawami celnymi, nie mają takich uprawnień – dodaje Urszula Swat.
Chcieliśmy zapytać rzecznika Izby Celnej w Warszawie, pod którą podlega Oddział Celny w Radomiu, czy faktycznie tylko trzy osoby pracowały we wtorek w jednostce w Radomiu. Jednak po godz. 14 nie udało się nam się z nim skontaktować. Wiemy natomiast, że w wielu miastach w Polsce występują podobne problemy związane ze protestami celników przeciwko połączeniu ich służby ze skarbówką i utworzeniem Krajowej Administracji Sądowej. Do sprawy wrócimy.