W Polsce szykują się zmiany w systemie egzaminowania kandydatów na kierowców. Minister infrastruktury, Dariusz Klimczak, ogłosił, że w nowym projekcie ustawy znajdzie się lista poprawek zgłoszonych przez Krajowe Stowarzyszenie Egzaminatorów.
Zmiany formalnie mają poprawić bezpieczeństwo na drogach, aczkolwiek zdaniem ekspertów mogą sprawić, że zdanie egzaminu na prawo jazdy stanie się po prostu znacznie trudniejsze.
Kilka kontrowersyjnych zmian
Wśród proponowanych poprawek znalazły się zasady, które w praktyce będą ograniczać możliwości egzaminatorów. Do tej pory mieli oni pewną swobodę w ocenie błędów kursantów; nowelizacja wprowadzi jednoznaczne przepisy, które będą wymagały zakończenia egzaminu negatywnym wynikiem w przypadku popełnienia jakiegokolwiek błędu. To rozwiązanie w praktyce oznacza, że egzaminatorzy będą mieli mniejsze pole do interpretacji.
Przykładowo, jeśli kandydat na kierowcę przejedzie podwójną linię ciągłą, egzaminator nie będzie miał możliwości swobodnej oceny sytuacji – każda tego typu pomyłka skończy się niepowodzeniem.
Ocena i panowanie nad pojazdem
Kolejna większa zmiana dotyczy zapisu o „braku panowania nad pojazdem”. Teraz brak umiejętności kontroli nad pojazdem będzie traktowany jako jednoznaczny dowód na nieodpowiednie kwalifikacje kursanta.
Zmiany w przepisach dotyczą także egzaminów na motocykle. Do końca ubiegłego roku część zadań związanych z egzaminem na motocykl polegała na przepychaniu go po placu bez uruchamiania silnika. Od stycznia tego roku stało się to oddzielnym zadaniem, a nowelizacja ponownie wprowadza to zadanie jako część egzaminu.
Analiza nowego projektu budzi niepokój
Według ekspertów aktualny system egzaminowania w Polsce, gdzie mniej niż 30 proc. kandydatów zdaje egzamin na prawo jazdy za pierwszym podejściem, wymaga prawdziwej reformy, a nie tylko zaostrzenia reguł. Przykłady egzaminatorów, u których egzamin oblewa aż 97 proc. kursantów, pokazują, jak nieefektywny i nieprzejrzysty jest współczesny system.
Bez takiego podejścia nowy projekt może jedynie pogłębić kryzys i zniechęcić przyszłych kierowców.