Wprowadzenie konfiskaty samochodów jako sankcji miało ukrócić jazdę po alkoholu. To miał być „zimny prysznic”. Rzeczywistość jednak nie napawa optymizmem – efekty nowych przepisów są umiarkowane.
Mimo intensywnych działań policji wciąż co drugi kierowca złapany na jeździe pod wpływem alkoholu wydmuchuje stężenie, które kwalifikuje go pod Kodeks karny.
Przepisy zadziałały na odwrót
Policja konfiskuje średnio 200 samochodów tygodniowo. Paradoksalnie tego rodzaju represje wywołały większy strach wśród trzeźwych kierowców, którzy obawiają się przypadkowej utraty samochodu, niż wśród piratów drogowych, którzy regularnie łamią przepisy. Tak więc, sankcje odstraszają głównie tych, którzy i tak przestrzegają prawa, podczas gdy pijani kierowcy nadal mają prawo za nic i pod wpływem wsiadają za kółko.
Statystyki mówią same za siebie
Wprowadzenie konfiskaty samochodów kilka miesięcy temu objęło kierowców mających ponad półtora promila alkoholu we krwi, sprawców wypadków z zawartością powyżej promila oraz recydywistów. Dotychczas policja zajęła 2570 samochodów na podstawie nowych przepisów.
Jednak analiza przeprowadzona przez „Rzeczpospolitą” pokazuje, że liczba kierowców w stanie nietrzeźwości nie uległa znacznemu zmniejszeniu. W pierwszym półroczu ujawniono 22,6 tys. takich kierowców, a w analogicznym okresie roku ubiegłego – 24,8 tys.
Prawo działa… w teorii
Na tle wszystkich złapanych po alkoholu mocno pijani kierowcy stanowili w tym roku 51,7 proc., a w zeszłym roku 52,5 proc. To zmiana na plus, jednak tak mała, że praktycznie niezauważalna.
Wobec takiej sytuacji pojawia się pytanie, czy konfiskata samochodów jest skutecznym środkiem w walce z pijanymi kierowcami, czy może konieczne są dodatkowe inicjatywy, które realnie wpłyną na poprawę bezpieczeństwa na drogach?
Wydaje się, że obecne rozwiązania, choć radykalne, nie są wystarczająco efektywne i wymagają przemyślenia oraz zmodyfikowania, aby faktycznie przyczynić się do zmniejszenia liczby pijanych kierowców na polskich drogach.