Sobotnia noc na długo zapadnie w pamięci miłośnikom mieszanych sztuk walk. Hala Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Radomiu zamieniła się w prawdziwą świątynię wojny. Rzecz jasna wszystko za sprawą jubileuszowej, dwudziestej gali TFL.
– Uważam, że to kolejny krok naprzód, świetna organizacja. 20 gala TFL, piąta w regionie. Jestem bardzo zadowolony – powiedział Michał Górski, właściciel firmy Atleta.
Zadowoleni byli również kibice, którzy szczelnie wypełnili halę przy ulicy Narutowicza i stworzyli niezapomnianą atmosferę. Nie bez znaczenia jest fakt, iż duża część zawodników występujących na gali, to fighterzy z Radomia i okolic, którzy trenują w lokalnych klubach. Do nadmienionej grupy zalicza się m.in. Michał Pach, który w drugiej rundzie pokonał przez techniczny nokaut Oleha Tykhonchuka. Warto dodać, iż był to debiut radomianina na zawodowej scenie.
– Lepszego debiutu nie mogłem sobie wymarzyć. Fajna walka, myślę, że na całkiem dobrym poziomie. Przeciwnik próbował coś zrobić, ale niezbyt mu się to udawało. Moim zdaniem to była walka do jednej bramki – powiedział tuż po zwycięstwie Michał Pach.
Tak też rzeczywiście było. To Pach dyktował warunki gry, a w drugiej rundzie po mocnym ciosie na głowę postanowił dokończyć dzieła w parterze. Tym samym sędzia został zmuszony do przerwania walki i tym samym radomianin zwyciężył przez techniczny nokaut.
– Chłopak próbował bić obrotówkami, a ja dobrze skracam, dobrze wchodzę w nogi. Nie dało się inaczej, trzeba było go po prostu wywalać – przyznał radomianin.
Następnie w oktagonie Gerard Bąk musiał uznać wyższość Damiana Adamiuka. Później Michał Szot pokonał Damiana Zubę, a Artur Krawczyk rozprawił się z Alexanderem Dobrodiyim. Tym samym przyszła kolej na kolejny radomski akcent. Do klatki wkroczył Mateusz Głuch, który zmierzył się z Ivanem Slivinskiyim. Reprezentant Radomskiego Klubu Taekwon-do próbował napocząć swojego rywala przez ogrom low-kicków, który trafiały do celu. Z każdą kolejną minutą Głuch dominował coraz bardziej, ale Ukrainiec mimo naporu dotrwał do końca walki, którą na punkty wygrał radomianin.
– Troszeczkę kulałem. To było spowodowane mocnymi kopnięciami. Kilka razy trafiłem też w łokieć. Jest bardzo spuchnięta. Jestem po zastrzyku, trochę jeszcze pokuleje, ale wszystko z czasem się zagoi – powiedział Głuch
Walka przed własną publicznością to czynnik, który sprawia, że zawodnicy dostają wiatru w żagle, choć przyznają, że przed wyjściem do oktagonu towarzyszy lekki stres.
– Myślę, że wykonałem plan w stu procentach. To były męczące trzy rundy, bo Slivinskiy był naprawdę mocnym przeciwnikiem. Czułem, że trzy razy został podłączony, ale mimo tego otrząsnął się i bił się dalej, także mogę powiedzieć, że to twarda i dobra walka – stwierdził zawodnik RKT Radom.
Ostatnie trzy starcia na gali TFL 20 to prawdziwa gratka dla miłośników mieszanych sztuk walki. Wszak czekały nas dwa starcia o pas oraz walka ulubieńca radomskiej publiczności, Sławomira Kołtunowicza. Zawodnik RKT Radom dzień przed galą zapowiadał, że będzie starał się unikać walki w parterze, bowiem jest woda na młyn dla dobrze dysponowanego Artura Berezovskyiego. Planu nie udało się jednak zrealizować. Większa część starcia to efektywne zapasy Ukraińca, który wygrał na punkty. O gęsią skórkę przyprawiło widzów wejście Marcina Skrzek, który do klatki kroczył w akompaniamencie ogromnej wrzawy oraz utworu Popka zatytułowanego „Jestem Królem”. Radomianin nie rzucił słów na wiatr. W trzeciej rundzie zaserwował swojemu rywalowi potężne kolano, po którym Finlandczyk padł na deski i był mocno podłączony. Skrzek bez krzty zastanowienia rzucił się na przeciwnika i zasypał go tzw. Hammer Fistami, który sprawiły, że sędzia był zmuszony do przerwania walki. Tym samym Marcin Skrzek został nowym mistrzem organizacji TFL w kategorii lekkiej.
– Każda walka jest ciężka. Był też moment, w którym byłem na dole. Byłem spokojny, kontrolowałem walkę, on też wyrywał się, bił mocno, widziałem, że tracił energię i przeczekałem go – poinformował nowy mistrz organizacji TFL w wadze lekkiej, Marcin Skrzek.
Radomianin po walce przyznał, że Kvarnstrom niczym go nie zaskoczył. Dążył do obalenia, ale jego plan spalił na panewce.
– Ja wiedziałem, że Jerry będzie próbował mnie obalać, więc kontrolowałem sobie biodra z tyłu i punktowałem. Nie chciałem się wystrzelać, bo wiadomo, można bić na podwójną gardę, ale sztuka w tym, żeby bić celnie. Luźno badałem sobie ten dystans, a kiedy był odpowiedni moment, to odpalałem armaty – dodał z uśmiechem na ustach Skrzek.
Od początku walki do jej samego końca Skrzek mógł liczyć na głośny doping swoich fanów, którzy stworzyli niesamowitą atmosferę.
– No tak, fajnie, mam naprawdę dobrych kibiców i mam nadzieję, że wszyscy, którzy tutaj byli, to będzie im się śniło to „Skrzek, Skrzek, Marcin Skrzek”. 2:02
Z kolei występującemu w walce wieczoru Giorgiemu Lobzhanidze z pewnością będzie śnił się jego przeciwnik, Cezary Kęsik. Polak co prawda z problemami, ale ostatecznie skończył Gruzina w drugiej rundzie. Lobzhanidze po intensywnym pierwszym starciu opadł z sił, a w drugim został sprowadzony do parteru i rozbity.
– Nawet trener mówił, że jest bardzo zmęczony, żebym na spokojnie próbował trafić. Tak też było, poszedłem w parter, rozciągnąłem go, wykluczyłem rękę. Czułem, że nie ma mocy. No i zadawałem ciosy. Wiedziałem, że jak nie będzie odpowiadał, to walka zostanie przerwana – stwierdził Kęsik.
Tak też się stało, tym samym Kęsik obronił mistrzowski pas federacji TFL. Gala udana dla rodzimych zawodników, bowiem oba pasy zostały w Radomiu. Gala TFL 20 zakończyła się sukcesem i udowodniła, że gale lokalnych wojowników cieszą się coraz większą popularnością.