Po dwóch porażkach z rzędu piłkarze Oskara Przysucha punktów potrzebowali jak ryba wody. W sobotę do Przysuchy przyjechał beniaminek, Zamłynie Radom, które w kapitalnym stylu weszło w 4-ligowe rozgrywki i w 6 meczach, 4-krotnie odniosło zwycięstwo, raz zremisowało i tylko raz przegrało. Jak dobrze wiemy, w piłce nożnej szczególnie na niższych szczeblach rola faworyta nie zawsze jest dla piłkarzy komfortowa.
– Każdemu gra się lepiej w roli kopciuszka. Wówczas jest taka zasada, że każdy urwany punkt niezmiernie cieszy, natomiast ja niekoniecznie bym się zgodził, że Zamłynie było stawiane w roli faworyta – powiedział Paweł Górak, trener Oskara Przysucha.
Boisko potwierdziło zresztą tezę trener Górak, bowiem jego podopieczni od samego początku narzucili rywalom swój sposób gry i za wszelką cenę dążyli do zdobycia otwierającego gola. Sztuka ta udała się w 27. minucie Pawłowi Kowalczykowi, który był notabene jedną z wiodących postaci teamu z Przysuchy. 4 minuty później sędzia wskazał na wapno dla Oskara. Do piłki podszedł Patryk Czarnota, który precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w siatce. W 39. minucie sędzia po raz kolejny wskazał na 11. metr. Tym razem karnego wykorzystał Michał Bednarek i do przerwy mieliśmy już 3:0.
– Szybko wyszliśmy na prowadzenie, ale adrenalina cały czas nie dawała spokoju. Dobrze, że chłopcy potrafili się odbudować po tych dwóch niefortunnych meczach – dodał szkoleniowiec Oskara.
Przede wszystkim chłopcy po zmianie stron nie zamierzali zwalniać tempa i za wszelką cenę dążyli do podwyższenia wyniku. Cel udało się zrealizować niemal równo z końcem pierwszego kwadransa. Faulowany przed polem karnym był Piotr Kornacki, a do strzału ze stojącej piłki zgłosiło się aż trzech chętnych. Ostatecznie sprawy w swoje ręce wziął Tomasz Zagórski, który fenomenalnym strzałem umieścił piłkę w okienku bramki Zamłynia. Czwarty gol był ostatnim, którego obejrzeliśmy w środowe popołudnie w Przysusze.
– Dzisiaj zdecydowanie przegraliśmy. Bez wiary weszliśmy w pierwszą połowę i po pierwszej połowie praktycznie zamknęliśmy sobie mecz. Chcieliśmy coś zmienić, w przerwie zrobiliśmy cztery zmiany – wyjaśnił Marcin Sikorski, szkoleniowiec radomian.
Nawet te nie pomogły w odwróceniu losów spotkania. W sobotę Oskar był nieuchwytny, o klasę lepszy od gości, co zresztą szczerze przyznał trener Zamłynia.
– Każdego elementu tak naprawdę zabrakło, bo dzisiaj ta przewaga była widoczna. Szkoda, że nie udało się strzelić żadnej bramki, ale my już patrzymy, co będzie dalej. Zostało kilka kolejek, będziemy chcieli zapunktować i zakończyć tę rundę jesienną na jak najlepszym miejscu – zapewnił Sikorski.
Po zakończeniu siódmej serii gier Zamłynie z 13. punktami plasuje się na 4. pozycji w tabeli. Z kolei Oskar ma 3 punkty mniej i jest na 5. miejscu. Warto nadmienić, że podopieczni Pawła Góraka mają jednak jeden mecz zaległy. Jest to przełożone starcie z Pilicą Białobrzegi, które odbędzie się 30. września.