„Latający nauczyciele” – tak po wprowadzonej w życie reformie oświaty mówią o nauczycielach przedstawiciele .Nowoczesnej. To zła reforma, która prowadzi m.in. do zwolnień, o których rząd Prawa i Sprawiedliwości nie chce mówić – przekonują politycy .Nowoczesnej.
– Koszty reformy są przeogromne. Szacuje się, że 10 tys. nauczycieli straci pracę, a kolejne 20 tys. będzie miało zredukowane etaty. Nauczyciele staną się tzw. „latającymi nauczycielami”. Ci, którzy uczą przedmiotów przyrodniczych, którzy uczą już w obecnych klasach siódmych łączą etaty często w dwóch, trzech szkołach. Rekordzista na Podkarpaciu pracuje w sześciu placówkach – mówi Tomasz Trela z .Nowoczesnej.
Chodzi o wypracowanie tzw. pensum nauczyciela, czyli czasu pracy w tygodniu. Obecnie jest to 18 godzin lekcyjnych, czyli ok. 14 godzin zegarowych. W wielu szkołach nauczyciele nie byli w stanie wypracować takiej liczby godzin.
– To jest dramat dla ponad stu nauczycieli z Radomia. Stu nauczycieli, którzy pierwszego września dowiedzieli się, że nie mają pracy. To są koszty także dla radomskiego samorządu, bo poprzez likwidację etatów nie ma w kasie ponad 5 mln zł. A samorząd radomski, ma ogromne potrzeby i wyzwania – mówi Katarzyna Kalinowska, przewodnicząca radomskich struktur .Nowoczesnej.
Przedstawiciele .Nowoczesnej uważają, że reforma nie daje szans także uczniom. Wszystko przez – jak twierdzą – niedopracowane programy nauczania.
– Bardzo ważnym mankamentem wprowadzanej reformy oświaty jest brak okresów przejściowych. Uczniowie, którzy rozpoczęli naukę w sześcioklasowej podstawówce, w starym systemie, w spójnym systemie nie mogą dokończyć gimnazjum i liceum. Bezpośrednio po szóstej klasie przechodzą do klasy siódmej, która programowo jest kompletnie niezwiązana ze starą podstawówką – argumentuje Tomasz Trela.
Politycy .Nowoczesnej zapowiedzieli, że regularnie będą zwracali uwagę – czy przez poselskie interpelacje, czy przez konferencje prasowe – na skutki wprowadzonej od 1 września reformy oświaty.