Ministerstwo Zdrowia analizuje możliwość wprowadzenia zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach paliw, co już spotyka się z mieszanymi reakcjami. Wstępne badania opinii publicznej pokazują, że prawie połowa respondentów popiera ten pomysł, jednak eksperci ostrzegają przed możliwymi podwyżkami cen paliwa.
Minister Zdrowia, Izabela Leszczyna poinformowała, że resort analizuje możliwość wprowadzenia zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach paliw. Leszczyna argumentuje, że koszty leczenia osób nadużywających alkoholu obciążają wszystkich podatników.
Droższe paliwo
Pomysł szybko zyskał zwolenników wśród polityków, w tym byłego premiera Mateusza Morawieckiego i wiceministra zdrowia Wojciecha Koniecznego. Rzecznik Ministerstwa Zdrowia, Damian Kuraś, podkreślił, że dostępność alkoholu w Polsce jest zbyt duża, co jest zgodne z analizami Światowej Organizacji Zdrowia.
Jednak analitycy zauważają, że zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach paliw może mieć poważne konsekwencje ekonomiczne. Ryszard Petru z Polski 2050 stwierdził, że sprzedaż alkoholu generuje spore zyski dla właścicieli stacji. Bez sprzedaży alkoholu wiele stacji mogłoby nie przetrwać, ponieważ marże na sprzedaży paliwa są znacznie mniejsze.
Eksperci wskazują, że zmniejszenie liczby stacji paliw może prowadzić do wzrostu marż na paliwo w pozostałych punktach sprzedaży. Oznacza to potencjalne podwyżki cen benzyny i oleju napędowego. Tak więc zakaz odbiłby się na niczemu niewinnych kierowcach.
Zakaz to ostateczność?
W burzliwej dyskusji co rusz przewija się temat, jakoby zamiast ograniczać sprzedaż alkoholu na stacjach, warto rozważyć inne środki zmniejszające dostępność procentów, takie jak kampanie edukacyjne czy wsparcie programów profilaktyki uzależnień.
Z jednej strony jest to krok zgodny ze strategią ograniczania dostępności alkoholu, z drugiej może doprowadzić do negatywnych skutków ekonomicznych dla właścicieli stacji oraz kierowców.